Beovizija 2018: Śmiać się czy płakać? Ogłoszono listę finalistów!

Kto wystąpi w preselekcjach narodowych Serbii i dlaczego lista finalistów już teraz spotkała się z ogromna krytyką fanów? Kim są kandydaci na Eurowizję? Jakie są oczekiwania wobec konkursu? 

Po wielkim zwycięstwie w 2007 roku, organizacji pierwszej rozbudowanej Eurowizji w 2008 (z dwoma półfinałami) i zajęciu miejsc w top10 (w 2004, 2007, 2008 czy 2015) Serbia stoczyła się na samo dno i przechodzi ogromny kryzys eurowizyjny, o czym świadczy dzisiejsza publikacja listy finalistów reaktywowanej Beovizji. Reakcje lokalnych fanów są niemal identyczne jak polskich, gdy TVP ogłosił ubiegłoroczną stawkę preselekcji i przy połowie uczestników pytaliśmy „kto to”. W Serbii o Eurowizję 2018 powalczą głównie „ci, co zawsze„, „wieczni debiutanci” którzy nijak nie mogą się wybić i…artyści, którzy szczyt popularności zaliczyli (o ile w ogóle) zanim jeszcze rozpadła się Jugosławia.

W preselekcjach udział weźmie 17 wykonawców wybranych z dość lichej stawki (jedynie) 75 propozycji. Istotnymi nazwiskami w stawce są 66-letni Sanja Ilić ze swoją legendarną grupą Balkanika (współpracującą swego czasu m.in. z polskimi wykonawcami takimi jak Justyna Steczkowska czy Natasza Urbańska) oraz 54-letni Rambo Amadeus, który reprezentował Czarnogórę w Eurowizji 2012 chociaż zupełnie do tej imprezy nie pasował (i nawet tego nie ukrywał zasypiając na próbie generalnej półfinału, którego i tak nie przeszedł).

W stawce mamy m.in. Borisa Režaka (uczestnika bośniackich preselekcji 2002 czy laureata ostatniego miejsca w serbsko-czarnogórskich selekcjach 2004), Danijela Pavlovicia (8. miejsce w finale 2009), Saškę Janković (kojarzoną głównie jako chórzystkę z wielu Eurowizji i nieudolnie próbującą się przebić wokalistkę oraz laureatkę 3. miejsca w finale 2013), mocno zapomnianego już Dušana Svilara (2. miejsce w 2013) czy reaktywowaną (nie wiadomo po co) grupę Koktel Bend (tym razem jako Koktel Balkan), która w 2004 roku nie weszła do finału preselekcji. Nie zabraknie też weteranki, kontrowersyjnej Maji Nikolić (fot.), która z piosenkarki zmieniła się w skandalistkę i autorkę wielu idiotycznych wypowiedzi dla serbskich tabloidów. Maja od lat uważa, że Eurowizja należy jej się jak psu buda, a za każdym razem gdy przegra, oskarża RTS o manipulacje. Jak widać, nie przeszkadza jej to by ponownie startować. Jedynym powracającym wykonawcą, w którym można pokładać jakiekolwiek nadzieje jest formacja sevdahBaby, która w 2009 roku nie weszła do finału, zajmując 12. pozycję w serbskim półfinale.

Sporą grupę stanowią wykonawcy, o których słuch zaginął już wieki temu. Starają się jednak wykorzystać Beoviziję by o sobie przypomnieć, chociaż zapewne mało kto wierzy, że uda im się cokolwiek osiągnąć. W duecie z Rambo Amadeusem wystąpi zapomniana Beti Djordjević, 71-letnia wokalistka jazzowa z macedońskiego Kumanova, o której pisano parę lat temu tylko dlatego, że umarł jej syn. Będzie też 65-letni Srdjan Marjanović, muzyk z Republiki Serbskiej w Bośni i Hercegowinie, którego pierwszy singiel wydano w 1973 roku. W stawce jest też duet Lana i Aldo, których (jakakolwiek) popularność skończyła się w połowie lat dziewięćdziesiątych. Także Boris Režak, 41-latek z Republiki Serbskiej, należy już do grona mocno „odgrzewanych kotletów”.

Część wykonawców jest zupełnie nieznana nawet fanom Eurowizji w Serbii. Nie do końca wiadomo kim jest BASS, Lord to najpewniej hip-hopowiec o znikomej aktywności muzycznej, zagadką jest też DJ Niko Bravo, który wystąpi z formacją Biber, o której słucha zaginął 10 lat temu. Mało kto słyszał też o duecie Osmi vazduh, którą tworzą mąż i żona – Marko i Lena. Nowymi nazwiskami w stawce są Ivan Kurtić i Igor Lazarević z popularnego show „Pinkove zvezde”.

Nie wiadomo jeszcze, jak Serbowie będą w preselekcjach głosować. Telewizja RTS nie potwierdza 100% televotingu, chociaż media donoszą, że tylko widzowie zdecydują o zwycięzcy. Stawiałoby to na pozycji faworyta formację Balkanika, chociaż udział Sanji Ilicia i jego zespołu w preselekcjach jest mocno dyskusyjny, zważywszy na jego silne więzy z telewizją RTS. Takich relacji wykonawca-telewizja w Beoviziji jest zresztą więcej, co (wg serbskich fanów) pokazuje, że w siedzibie stacji nadal panuje kumoterstwo i układy, a Eurowizji nikt nie bierze na poważnie bo liczy się głównie promocja firmy fonograficznej wchodzącej w skład RTS. Wątpliwe są też zapewnienia RTS, że preselekcje były transparentne, a komisja wybierała piosenki bez wiedzy o ich autorach.

Oczekiwania wobec Beoviziji nie są w Serbii zbyt wysokie. Wielu fanów spodziewa się (ponownie) słabej produkcji, beznadziejnej sceny, nędznego scenariusza i wielu wpadek technicznych, które zapisały się już w historii preselekcji (m.in. omyłkowe wyrzucenie z finału głównej faworytki w 2009 roku – Any Nikolić). Nie wiadomo, kiedy opublikowane będą konkursowe utwory, jednak trudno jest mieć nadzieję na wysoki poziom i raczej czeka nas powtórka z 2013 roku, gdzie piosenki były wybitnie nudne i nijakie. W efekcie żaden utwór nie przebił się do serbskich rozgłośni radiowych, włącznie ze zwycięskim.

Nie jest jeszcze znana dokładna data konkursu, ale najprawdopodobniej finał rozegrany będzie 24 (sobota) lub 25 lutego (niedziela) w Sava Centre. Jeśli okaże się, że konkurs składa się z bardzo średnich utworów, to może to doprowadzić do kolejnej porażki Serbii w Eurowizji i wielkiego niezadowolenia widzów. Trzymajmy więc kciuki, by dzisiejsza krytyka nazwisk przerodziła się w zachwyt nad poziomem propozycji!

Autor artykułu i redaktor naczelny Dziennika Eurowizyjnego jest z wykształcenia serbistą i od ponad 10 lat uważnie śledzi serbską scenę muzyczną

1 komentarz

Możliwość komentowania jest wyłączona.