Ogłoszenie reprezentanta i piosenki w poniedziałek rano!
W poniedziałek o 9:00 na kanale YouTube ujawniona będzie piosenka, która wygrała głosowanie pięcioosobowej komisji zewnętrznej w ramach polskich preselekcji do Eurowizji 2024. W tym samym czasie w „Pytanie na Śniadanie” pokazany będzie reportaż dotyczący nowego reprezentanta, ma się odbyć także rozmowa w studiu. Z reguły w zdecydowanej większości krajów preselekcje wewnętrzne rozgrywane są po cichu i bez szumu medialnego, a opinia publiczna dostaje w odpowiednim momencie gotowy rezultat tj. reprezentanta i piosenkę. W Polsce jest inaczej – za sprawą deklaracji niektórych kandydatów, zgłaszania się wykonawców do mediów eurowizyjnych z prośbą o promocję utworu-zgłoszenia, a co za tym idzie wielu artykułów w mediach ogólnych temat preselekcji wewnętrznych był tak głośny, jak w przypadku finału narodowego. Kandydaci byli znani (na naszej liście uzbieraliśmy ponad 60% wszystkich zgłoszeń), piosenki były publikowane, mogliśmy je oceniać i komentować, chociaż jako widzowie nie mamy w tym roku żadnego wpływu na wyniki i opinia fanów nie musi być brana pod uwagę przy głosowaniu komisji. Z drugiej strony w regulaminie TVP zabrakło kryterium opisującego jak jurorzy mają zgłoszenia oceniać i czego tak naprawdę chcemy. Tym samym nie wiemy na co zwrócono uwagę i wyniki takiego głosowania mogą nas zaskoczyć. Kto ma największe szanse i jakie są plusy oraz minusy najpoważniejszych kandydatur?
Justyna Steczkowska
Chociaż nie deklarowała się jako pierwsza, to ona wywołała na temat zgłoszeń do Eurowizji największy szum, który mógł obrócić się przeciwko niej. Gdy publikowała utwór „Witch-er Tarohoro” była jedną z kilku kandydatek, jednak szybko poznaliśmy wielu jej konkurentów, a każdy nowy utwór ocenialiśmy porównując do „Witch-era”, mimo, że jurorzy piosenki oceniają indywidualnie, nie rankingując ich między sobą. Propozycja Justyny dla wielu jest kompletna, zawiera w sobie odniesienia do słowiańskiej tradycji, niewystępujące wcześniej na Eurowizji zwroty, jest też gwarantem świetnego wokalu, a na Sylwestrze z TVP zaprezentowała rozbudowaną (chociaż czasem krytykowaną) choreografię, która zderzyła się ze ślamazarną pracą kamer i realizacją grudniowego koncertu. Już parę miesięcy temu Dziennik Eurowizyjny przygotował artykuł prezentujący zalety Justyny jako reprezentantki, a nie znaliśmy wtedy jeszcze utworu. Te zalety mogły jej pozwolić na samodzielny kontakt z Telewizją Polską, zaoferowanie swojej osoby w roli reprezentanta i doprowadzenia do wyboru wewnętrznego bez preselekcji. Justyna ze swoim doświadczeniem, wieloletnią karierą, popularnością (klikalnością) ma wszystko, by nominować ją do udziału w Eurowizji za całokształt, co często dzieje się w innych krajach. Nie zrobiła tego, stawiając na deklaracje publiczne i wystawiając do walki piosenkę. Utwór, chociaż ma wielu zwolenników, spotkał się też z krytycznymi opiniami, zwłaszcza w kontekście akcentu języka angielskiego czy zbyt mrocznego klimatu, który na Eurowizji niekoniecznie sprawdzał się w przeszłości. Wielu fanów sygnalizowało, że Justyna mogła zbyt wcześniej wydać swój utwór, przez co każdy kolejny był do „Witch-Era” porównywany, a media chętnie korzystały ze znanego nazwiska by tworzyć clickbaity typu „XYZ wygryzie Steczkowską”. Doszło też do niepotrzebnej afery na tiktoku, a sama Justyna od pewnego czasu serwuje fanom nie do końca zrozumiałe InstaStories. Nadal jednak uznawana jest za główną faworytkę, a przez wielu jest jedyną kandydatką, która mogłaby coś zdziałać na tegorocznej Eurowizji przez co odrzucenie jej propozycji równałoby się niemal zbrodni, jaką rok temu TVP zafundowała widzom poprzez wskazanie Blanki przed Jannem.
Luna
Luna o tym, że jest chętna, by jechać na Eurowizję poinformowała już na początku grudnia, a premierę „The Tower” przygotowano z wielką pompą w styczniu. Zaproszono media eurowizyjne, chociaż sam event nie miał zbyt wiele wspólnego z Eurowizją, a zapowiadane „eurowizyjne afterparty” okazało się porażką. Sama piosenka spotkała się z chłodniejszymi opiniami. Jest to utwór radiowy, łatwy do zapamiętania, w szybkim tempie i w dość zaskakującej dla Luny stylistyce, co ma pokazać jej nowe wcielenie. Radiowość piosenki jest jednak głównym mankamentem w kontekście Eurowizji, bo utwór jest dla wielu komentujących zbyt generyczny, przez co może nie mieć wielu szans w otoczeniu innych, bardziej oryginalnych kompozycji. Z drugiej strony niektórzy sugerują, że ESC 2024 już staje się siedliskiem nadmiernej oryginalności, co może dać przewagę tym „normalnym” piosenkom. Plusem i zarazem minusem Luny jest wsparcie wytwórni i intensywna promocja. Z jednej strony fani zawsze chcieli, by wytwórnie angażowały się w Eurowizję, co miało dać gwarancję wsparcia finansowego i blokowania wszelkich „durnych” pomysłów reżyserów z TVP. Nie zawsze się to jednak udawało. Teraz wsparcie wytwórni jest dla Luny obciążeniem, bo jest istotna grupa fanów, która obawia się powtórki z traumatycznego 2023 roku, gdzie na ESC wskazano produkt wytwórni mający się dobrze odtwarzać i stać się viralem przez co selekcje przegrała (zdaniem wielu) bardziej wartościowa propozycja z mniejszym zapleczem. Pojawiły się obawy, że wytwórnie mogą znów ingerować w wybór reprezentanta, mamić TVP korzyściami w zamian za wskazanie ich przedstawiciela. Nie można jednak popadać w paranoję, bo inaczej musielibyśmy zakazać osobom „z zapleczem” zgłaszania się do preselekcji. Ważne, że dotarły do nas informacje o tym, że komisja 2024 działała bez żadnej presji wytwórni, lobbystów czy samej TVP. Głosowanie było fair.
Marcin Maciejczak
Marcin Maciejczak był bodajże pierwszym „dużym” nazwiskiem, które ogłosiło chęć reprezentowania Polski na Eurowizji. Zwycięzca „The Voice Kids” sprzed paru lat w tajemniczych okolicznościach ominął Eurowizję Junior i ze względu na wiek bezpowrotnie stracił szansę, by w łatwy sposób się tam dostać. Zaczął budować swoją muzyczną karierę, którą teraz (podobnie jak Luna) nieco wywrócił do góry nogami otwierając się na inne brzmienia. Taka jest jego propozycja „Midnight Dreamer”, którą ma zaprezentować wkrótce. To dyskotekowy, dobrze wyprodukowany utwór po angielsku, który ma sporo muzycznych i wokalnych atrakcji. To plus, jednak na minus jest duże podobieństwo do Duy Lipy, Olly’ego Alexandra czy nawet…Kejsi Toli. Dodatkowo osoby, które miały okazję posłuchać tej piosenki nie są pewne, czy Marcin dałby radę ograć ten utwór scenicznie i ruchowo. Maciejczak twierdzi, że świadomie pominął cały preselekcyjny szał i nie opublikował utworu wcześniej, bo nie chciał zyskać zasięgów na Eurowizji, w co nie wszyscy mu wierzą. Pojawiła się też zwarta grupa miłośników wokalisty, która skutecznie odstrasza innych fanów poprzez częste spamowanie, stawiane mediom eurowizyjnym kuriozalne zarzuty o ignorowanie nieopublikowanej piosenki czy twierdzenie, że Marcin wygra, chociaż nikt tej piosenki nie słyszał. Znów mamy deja vu – przypominają nam się tzw. hardcore fani Michała Szpaka, Krystian Ochmana czy Janna.
L.U.C. & RB Film Orchestra ft. Kayah, Dagadana, Laboratorium Pieśni, Tęgie Chłopy
Piosenka z filmu „Chłopi” już dawno była typowana na Eurowizję, jednak faktycznie kandydatem stała się bardzo późno i w do tej pory niewyjaśnionych okolicznościach. O tym, że „Jesień – Tańcuj” zostało zgłoszone dowiedzieliśmy się trochę przypadkiem, media szybko ten temat podjęły i ujawniono, że ekipa tak naprawdę nie wie czy Kayah byłaby chętna pojechać na Eurowizję. Pojawiło się wiele uzasadnionych obaw do do sceniczności utworu, nowej wersji piosenki po znacznym skróceniu (do 3 minut) czy regulaminowości tekstu, gdyż w pierwszej zwrotce występuje zbyt duża zbieżność z dziełem Reymonta. Z drugiej strony wysłanie takiego utworu mogłoby być ukłonem w stronę publiczności, która piosenkę pokochała, co widać nie tylko po odtworzeniach na YouTube czy Spotify, ale też na tiktokach ze studniówek czy polskich wesel. Fakt, że TVP wysyła na Eurowizję niejako muzykę filmową, kojarzoną z bardzo dobrze przyjętym filmem stworzonym z tysięcy obrazów, które mogłyby (jeśli się da) stać się nawet elementem wizualizacji do występu, mógłby działać na korzyść takiej reprezentacji. Wysłalibyśmy ogólnopolski hit taki, jak w 2014 roku.
Nita
Nita to wokalistka stosunkowo nowa, utalentowana i z dobrze wyprodukowanym „Thunder”. Sporym zaskoczeniem była kandydatura wokalistki wspieranej przez wytwórnię Kayax, która od lat była dla fanów synonimem „unikania” czy wręcz „ignorowania” tematu Eurowizji, chociaż w portfolio firmy jest mnóstwo uznanych i dobrze rokujących artystów, którzy w międzynarodowym konkursie świetnie by się sprawdzili. Piosenka „Thunder” szybko zyskała spore uznanie fanów, często stawiano utwór na równi z propozycją Steczkowskiej (bo wciąż wszystkie piosenki były do siebie porównywane), chociaż zdaje się, że ostatnio temat nieco ucichł. Nita kilkukrotnie udowodniła, że ma warunki, by ten utwór zaśpiewać na żywo, zgarnęła czołowe miejsca w preselekcyjnych plebiscytach i na tym się skończyło. W ostatnich dniach, gdy media, fora i grupy fanowskie zasypała lawina podejrzeć i spekulacji, Nita nie była na językach. Może było to celowe, a może skupia się już na innych priorytetowych działaniach? Minusem kandydatury jest z pewnością niezbyt znane nazwisko. Preselekcje są co prawda otwarte dla każdego, jednak mało kto wierzył, że w rywalizacji z tymi „popularniejszymi” wygra ktoś, kogo zdecydowana większość Polaków w ogóle nie kojarzy. Dlatego dobrze byłoby zrobić preselekcje publiczne, by chociaż takie osoby pokazać i dać im szansę, by konkurs stał się dla nich platformą do zbudowania renomy. Życzylibyśmy tego wielu innym wykonawcom, wymieniając (ale nie ograniczając się tylko do) m.in. Assembled, Damy, Dominiki Kwiatkowskiej, Eleny, Izdeba, Konrada, Krystiana Embradory, Kuby Kluzy, Levie’go, Mary Syll, Mr. Narcissusa, Naczzos, RAF-a, Sasi & Mikołaja Blascello, Seprents czy To Zu.
Kto jeszcze ma szansę? Czy sprawiedliwość też ma szansę?
Do polskich preselekcji zgłosiło się jeszcze wielu innych kandydatów, których w tym artykule już nie przenalizujemy, bo nie starczy nam na to przestrzeni. Nie można zapominać m.in. o weterance selekcji Nataszy Urbańskiej, młodym aktorze i wokaliście Macieju Musiałowskim, doświadczonej i odważnej Krystynie Prońko, obchodzącej 30-lecie eurowizyjnego udziału Edycie Górniak, popularnej wśród słuchaczy młodszego pokolenia wokalistce Brysce, tiktokerce Izabeli Zabielskiej czy Panu Savyanie, który zdobył serca wielu fanów swoim wesołym utworem „W Kolorku Amaretto” skłaniając niektórych do stwierdzenia, że Polska mogłaby w końcu wysłać na ESC niekoniecznie poważny utwór. Mieliśmy w czym wybierać, chociaż generalnie mogliśmy nawet nie wiedzieć, jakie są te propozycje. Polska jest pod tym kątem ewenementem w Europie. Nigdzie indziej preselekcje wewnętrzne nie wywołały tak wielkiego poruszenia. Poruszenia, które trwało ponad dwa miesiące i wielu z nas już mocno zmęczyło, dlatego z ulgą przyjmujemy informację, że TVP nareszcie ogłosi w poniedziałek reprezentanta. Jakakolwiek nie byłaby to decyzja, wywoła kontrowersje, postawi pod znakiem zapytania rzetelność jurorów, sprawiedliwe działania TVP czy nasze szanse na „cokolwiek” podczas Eurowizji. Stanie się tak zarówno przy wyborze faworyzowanej przez fanów Steczkowskiej czy gdy reprezentantką zostanie „wokalistka z zapleczem” Luna lub ktokolwiek inny. Różnić się będą tylko autorzy krytycznych komentarzy i zarzuty. Zawsze ktoś będzie niezadowolony i będzie mówić o tym głośno. Liczymy na to, że członkowie komisji chętnie wytłumaczą nam czym się kierowali przy głosowaniu, opowiedzą o swoich odczuciach i przede wszystkim nie schowają głowy w piasek jak komisja z 2023 – Edyta Górniak, Agustin Egurrola czy zwolnieni już ze swoich posad Kusy i Woźniak. Liczy się transparentność i poczucie sprawiedliwego wyboru nawet, jeśli nie jest on zgodny z naszym osobistym gustem.
Felieton Macieja Błażewicza, opinie i przedstawione w tekście analizy oparte są na obserwacji własnej środowiska eurowizyjnego fanów i ich komentarzy, fot.: M. Błażewicz
