Rumunia od Malmö do Malmö. Katastrofa kraju Drakuli na Eurowizji 🇷🇴

Autorką artykułu jest Klaudia Tobiasz

Rumunia jest pod pewnym względem jednym z najciekawszych krajów na Eurowizji. Przez wiele lat to państwo radziło sobie na konkursie naprawdę dobrze, pozostając razem z Ukrainą (a później też Australią, choć to już nieaktualne), jednym z państw, które zawsze mogliśmy oglądać w sobotnim finale. Najlepszym dotychczasowym wynikiem Rumunów jest trzecie miejsce, zajęte w 2005 oraz 2010 roku, kolejno przez Luminitę Anghel z utworem „Let me Try” oraz duet Pauli Seling i Oviego z „Playing with Fire”. Ich propozycje często wyróżniały się, zapewniając sukces. Od kilku lat jednak Rumunia spisuje się na konkursie naprawdę słabo, co zostało przypieczętowane tegorocznym ostatnim miejscem Theodora Andreia, który skończył udział w półfinale z zerem od widzów. Jak wiadomo, na chwilę obecną Rumunii nie ma na liście państw startujących w Eurowizji 2024, choć podobno negocjacje rumuńskiej telewizji TVR z EBU wciąż trwają i jak wiemy, rząd rumuński podjął decyzję o zwiększeniu finansowania TVR względem zeszłego roku o 5%. Zakładając póki co, że Rumunów w tym roku możemy nie zobaczyć, przypomnijmy sobie jak wyglądała ich droga od roku 2013 do 2024, zakończona bolesnym „upadkiem”, bo jak inaczej wytłumaczyć, że państwo z takimi sukcesami nagle przestało się kwalifikować do finału i wylądowało na dnie?

2013: Cezar niczym Hrabia Dracula

Zaczynamy od roku 2013, a więc od konkursu w szwedzkim Malmö. W przypadku Rumunii, najpopularniejszym sposobem wyboru reprezentanta są preselekcje o nazwie „Selecția Națională”, organizowanymi niemal co roku. Do edycji w 2013 roku zgłosił się Florin Cezar Ouatu, znany po prostu jako Cezar. Z utworem „It’s my life”, będącym swoistym połączeniem popu i opery, wystąpił w pierwszym półfinale selekcji i awansował do finału. W finale zdobył największą przychylność wśród jurorów i widzów, ostatecznie wygrywając całe „Selecția Națională”, dzięki czemu został wybrany na reprezentanta Rumunii. Na samej Eurowizji poradził sobie całkiem dobrze – awansował do sobotniego finału z piątego miejsca (pierwsze przyznali mu widzowie), ostatecznie zajmując 13. miejsce i gromadząc łącznie 65 punktów na koncie. Sam Cezar zadbał, by jego występ był zapamiętany, bo oprócz interesującego połączenia popu z operą, a także dynamicznej choreografii, jego sceniczny image niektórym przypominał Hrabię Draculę – fikcyjną postać z książki Brama Stokera o tej samej nazwie o rumuńskim wampirze – arystokracie. Biorąc pod uwagę, że Rumunia bardzo często kojarzy nam się właśnie z Draculą, porównanie to zupełnie nie dziwi.

2014: Paula Seling i Ovi po raz drugi

Paula Seling i Ovidiu Ovi Cernăuțeanu, to z pewnością osoby, które fani Eurowizji, a zwłaszcza Rumunii na Eurowizji, doskonale pamiętają i których nie trzeba przedstawiać. Po sukcesie z Oslo w 2010 roku, kiedy duet wrócił do Bukaresztu z miejscem na podium, Rumunia zdecydowała się postawić na tę sprawdzoną opcję także w 2014 roku, licząc na powtórkę dobrego wyniku. Duet dość gładko wygrał selekcje i znów reprezentował kraj, tym razem z utworem „Miracle” (przypominającym w niektórych momentach „Neon Lights” od Demi Lovato). Duet intensywnie promował utwór na pre-parties, występując w Amsterdamie czy Londynie. W półfinale poradzili sobie świetnie – wyszli z drugiego miejsca, ustępując jedynie triumfatorce, Conchicie Wurst. W finale już tak dobrze nie było, bowiem Paula i Ovi nie powtórzyli sukcesu sprzed kilku lat, plasując się na 12. miejscu. Ciekawostką jest, że Paula, tak jak w 2010, otrzymała tytuł najpiękniejszej uczestniczki, przyznawany przez eurowizyjny portal Wiwibloggs.

2015: Przejmująca ballada i powrót do języka rumuńskiego

Rok 2015 przyniósł Rumunom utwór w zupełnie innym stylu, co poprzedni. Do Wiednia pojechał uznany w kraju rockowy zespół Voltaj. Artyści najpierw zgłosili się do Selecția Națională, które wygrali, zdobywając maksymalną notę od jurorów i widzów. W selekcjach zaprezentowali mocną rockową balladę „De la capat”, a na potrzeby Eurowizji nagrali dwujęzyczną wersję – „De la capat (All over again)”. Utwór miał szczególne przesłanie – opowiadał o problemie emigracji zarobkowej obywateli Rumunii którzy nie mając innego wyboru wyjeżdżali poza ojczyznę w poszukiwaniu lepszej pracy, zostawiając w kraju swoje dzieci, które czuły się z tego powodu samotne. W ten sposób artyści chcieli wesprzeć na duchu młodych Rumunów. Zespół, tak jak jego poprzednicy, zakwalifkował się do finału i zrobił to pewnie, bo z piątego miejsca. W finale grupa zajęła 15. miejsce, notując umiarkowany sukces.

2016: Dyskwalifikacja w ostatniej chwili

Śmiało można stwierdzić, że rok 2016 rumuńscy fani zapamiętali w sposób szczególny, niestety negatywnie. Początkowo wszystko szło zgodnie z planem – Rumunia ponownie zorganizowała selekcje. Zgłosił się do nich Ovidiu Anton z patetycznym utworem „Moment of Silence” i je wygrał, zdobywając największą ilość głosów od widzów w finale, pokonując pozostałych pięciu kandydatów. Następnie zaczął intensywną promocję, występując na imprezach przedeurowizyjnych w Amsterdamie, Tel Avivie i w Londynie. Nic nie zapowiadało katastrofy. Smutna informacja nadeszła 22 kwietnia, a więc dosłownie na moment przed rozpoczęciem widowiska. EBU przekazała informację o wycofaniu TVR ze wszystkich usług członkowskich z powodu nieuregulowania długów z racji bycia członkiem EBU. Oznaczało to utratę praw do transmisji konkursu, a w konsekwencji – brak możliwości udziału reprezentanta Rumunii. W komunikacie Europejska Unia Nadawców poinformowała, że dała czas Rumunom do 20 kwietnia na spłatę długu w wysokości 16 milionów (!) franków szwajcarskich. Spłata ta pozwoliłaby Rumunii nadal uczestniczyć w konkursie, jednak prośba nie spotkała się z przychylnością rumuńskiego rządu, zwłaszcza, że samej telewizji na poważnie groziła upadłość. Ówczesny producent wykonawczy Konkursu Piosenki Eurowizji, Jon Ola Sand, wyraził ubolewanie nad dyskwalifikacją rumuńskiego nadawcy, uspokajając jednak, że ten bolesny fakt nie będzie miał istotnego wpływu na przebieg zbliżającego się wydarzenia. Tym samym, cała organizacja selekcji i przygotowania Ovidiu Antona do konkursu skończyły się fiaskiem. Marnym pocieszeniem było umożliwienie rumuńskim dziennikarzom zachowania przyznanych wcześniej akredytacji oraz pozostawienie utworu „Moment of Silence” na oficjalnym kanale na Youtube oraz w serwisach streamingowych jako utworu pochodzącego z Eurowizji w Sztokholmie. Sytuacja finansowa z 2016 roku przypomina trochę obecne ciężkie czasy telewizji TVR. Czy w tym roku Rumunia także nie wystąpi z powodów finansowych? Nasuwa się również pytanie, jak Ovidiu poradziłby sobie w 2016 roku?

2017: To Rumunia czy już Austria?

Ten rok jest na ten moment ostatnim dla Rumunii pod względem dużych sukcesów na Eurowizji, bowiem w 2017 zaliczyli oni swoje ostatnie top 10. A stało się to za sprawą dość niecodziennego duetu – do Kijowa pojechali Ilinca Băcilă, piosenkarka specjalizująca się w jodłowaniu oraz raper Alex Florea. Stworzyli oni dość oryginalny utwór „Yodel It!” Kompozycja jest mieszanką hip-hopu, popu i…jodłowania. Droga Ilinci i Alexa na konkurs tradycyjnie wiodła przez Selecția Națională, które składały się z półfinału i finału, gdzie przyszło im rywalizować z takimi personami jak weteran selekcji (i zarazem jedna z największych „drama queen” w środowisku eurowizyjnym) jak Mihai Trăistariu (ESC 2006). Duet wygrał półfinał, zbierając komplet dwunastek od jury i widzów i awansował do finału, ostatecznie wygrywając całe selekcje i zdobywając bilet do Kijowa. Tak jak poprzednicy, nowi reprezentanci postawili na promocję, śpiewając dla fanów w Londynie, Tel Avivie, Amsterdamie i w Madrycie. Maj również był dla tego duetu pomyślny – w drugim półfinale zaprezentowali się na tyle dobrze, by awansować z szóstego miejsca do sobotniego finału. W finale Rumunia wystąpiła jako 20. w kolejności i zakończyła rywalizację na dobrym siódmym miejscu, otrzymując douze points od takich państw jak Irlandia czy, tradycyjnie już, Mołdawia. Utwór sam w sobie do dziś zbiera skrajne opinie – dla jednych taka mieszanka gatunków była czymś oryginalnym, dla innych z kolei piosenka była nieco irytująca – zarzut ten dotyczył zwłaszcza momentów, gdy Ilinca jodłuje. Oprócz tego pojawiały się pytania, czemu akurat Rumunia wysyła utwór zawierający elementy charakterystyczne dla kultury Austrii i Szwajcarii. Zresztą Szwajcaria również ma tutaj swój udział, bowiem „Yodel It!” trafiło najpierw w ręce rumuńsko-szwajcarskiego zespołu Timebelle, który w tym samym roku reprezentował Szwajcarię. Muzycy jednak propozycję odrzucili.

2018: Pierwsza porażka w półfinale

W 2018 roku, po sukcesie rok wcześniej w Kijowie, w Rumunii obudziły się nastroje do walki o czołowe miejsca na konkursie i chęć ponownego sukcesu. Selecția Națională tym razem znacznie rozbudowano – w myśl hasła „Eurovision unește România!” czyli Eurowizja łączy Rumunię zorganizowano prawdziwy tour po kraju, goszcząc półfinały w takich miastach jak Fokszany, Timișoara, Krajowa, Turda i Sighișoara, a finał odbył się tradycyjnie w Bukareszcie. Ponownie zobaczyliśmy Ilincę, tym razem w roli jurora. Jej sceniczny kolega, Alex Florea postanowił tym razem wziąć samodzielnie udział, niestety z marnym skutkiem, gdyż nie przebrnął przez pólfinał. Po długiej selekcyjnej trasie, w finale zwyciężyła rockowa formacja The Humans z utworem „Goodbye„. I tu tak naprawdę zaczęły się kłopoty, bo o ile Rumuni byli zadowoleni ze swojego wyboru, o tyle „Goodbye” tak naprawdę nigdy nie zdobyło przychylności fanów spoza kraju. Często pojawiały się komentarze, że Rumuni zrobiliby lepiej wybierając na przykład „Auzi cum Bate” od Jukebox i Belli Santiago, czy Feli z „Bună de iubit”, choć w przypadku tego utworu zmieniono język z rumuńskiego na angielski i „Royalty” już nie było tak dobre. The Humans w przeciwieństwie do poprzednich reprezentantów, nie promowali swojej eurowizyjnej piosenki na pre-parties i pojawili się jedynie w Berlinie, gdzie zaśpiewali na rumuńskim stoisku podczas eventu niezwiązanego nawet z Eurowizją. Prawdziwa katastrofa nadeszła w Lizbonie. Zespół wystąpił jako drugi w kolejności (co pewnie też nie pomogło w już i tak trudnej sytuacji) i nie zakwalifkikował się do finału. Byli jednak blisko, bo zajęli 11. miejsce, czyli zaraz pod kreską. Porażka The Humans była pierwszą w historii uczestnictwa Rumunii na Eurowizji odkąd wprowadzono półfinały i jednocześnie zapoczątkowała trudne czasy dla Rumunów w konkursie.

2019 – Skandal w selekcjach i kolejna porażka

Gdyby jednym słowem opisać sytuację w rumuńskich selekcjach w roku 2019, z pewnością najlepszym byłoby słowo skandal, bowiem to, co wydarzyło się w czasie trwania tamtej edycji przeszło chyba najśmielsze oczekiwania eurofanów. Zaczynając od początku. Format Selecția Națională względem zeszłego roku znacznie okrojono – zrezygnowano z maratonu po rumuńskich miastach i ograniczono się tylko do dwóch półfinałów i finału. Po druzgocącej porażce zespołu The Humans rok wcześniej (a którzy wygrali selekcje głównie dzięki widzom), TVR drastycznie zmniejszył wpływ publiczności na wybór reprezentanta. W półfinałach decydowali jurorzy, którzy wskazali najlepszą piątkę do finału, w finale dołączono jury międzynarodowe, a głos widzów stanowił taką samą wagę co głos jednego jurora. Tym sposobem, można stwierdzić, że telewizja uznała właśnie widzów za winnych porażki w Lizbonie i zdecydowała się powierzyć to zadanie „profesjonalnemu” jury (choć jak się później przekonamy, z profesjonalizmem miało to niewiele wspólnego). Ograniczono też liczbę możliwych wykonawców, zmniejszając ich ilość do 24, z prawem dołączenia kogoś na zasadzie „dzikiej karty”. I z tego prawa Rumuni skorzystali – dodając do listy uczestników śpiewającą tym razem w języku angielskim Bellę Santiago z „Army of Love” oraz mieszkającą na stałe w Niemczech Lindę Teodosiu z utworem „Renegades”. Fakt ten wzbudził pewne kontrowersje – telewizję zaatakował zakwalifikowany już do udziału Mihai Trăistariu, który zwątpił w uczciwość selekcji z uwagi na dodanie do listy osób, które są faworytami wśród fanów, mając na myśli Bellę, która niedawno wygrała rumuńskiego X-Factora. Z tego też powodu obrażony wokalista wycofał się z udziału i próbował dostać się do selekcji w San Marino czy sąsiedniej Mołdawii.

Ze stawki wypadł także Dan Bittman, który reprezentował Rumunię w 1994 roku. Zaktualizowana lista uczestników zawierała więc dwie główne faworytki – Bellę, oraz młodziutką Laurę Bretan, 16-letnią wówczas rumuńską wokalistkę mieszkającą w USA, z potężną balladą „Dear Father”. W samych półfinałach nie wydarzyło się nic szczególnego – każda z faworytek swój wygrała, a wszystko miało rozstrzygnąć się w finale. Skandal wybuchł w momencie finału. Widzowie mieli bardzo ograniczony wpływ na wyniki (jedynie 15%). Dzięki ogromnemu wsparciu od jury międzynarodowego, nieoczekiwanie reprezentantką Rumunii została Ester Peony z utworem „On a Sunday”. Laura Bretan zajęła drugie miejsce, a Bella Santiago trzecie. I właśnie przez wyniki wybuchł największy skandal. Członkowie jury, eurowizyjni bloggerzy portalu Wiwibloggs czyli William Lee Adams i Deban Aderemi, przyznali największą notę Ester, zupełnie pomijając Laurę w swoich głosowaniach. Szkopuł w tym, że w swoich filmikach, gdzie oceniali piosenki, byli zachwyceni Laurą, a to Ester została przez nich słabo oceniona. Czyżby aż tak zmieniły się im gusta? Plotka głosiła, że Laura Bretan, będąc osobą bardzo wierzącą, negatywnie wypowiedziała się kiedyś o osobach homoseksulanych, co mogło wpłynąć na głosowanie bloggerów, zdeklarowanych gejów. Oprócz nich, oberwało się też będącej w jury Emmelie De Forest, która z kolei zignorowała Bellę Santiago, nie przyznając jej ani jednego punktu. Ester Peony wygrała selekcje, nie otrzymując zbyt dużego poparcia wśród publiki, ale z racji ich niskiego wpływu na wyniki, mając taką przewagę dzięki jury i tak by te selekcje wygrała – nawet będąc ostatnia u widzów. Głosowanie jury oraz cały system głosowania wywołał ogromny skandal w Rumunii, a Rumuni mieli poczucie, że ktoś spoza kraju wybrał im reprezentanta, a nie oni sami. Ester tak jak u Rumunów, tak w konkursie nie odniosła sukcesu, bo zajęła jedynie 13. miejsce w półfinale. Piosenka była uważana za całkiem dobrą, jednak sprawę położyła prawdopodobnie „zbyt bogata” prezentacja sceniczna, czyli iskry ognia puszczane prawie przez cały utwór, tancerze czy dynamiczna gra świateł przez co miało się wrażenie, że dzieje się za dużo. Kolejnym powodem braku awansu była obecność w prawdziwym „półfinale śmierci”, gdzie większość piosenek mogłaby spokojnie awansować.

2020 – konkurs odwołany, nadzieje na sukces pogrzebane

W 2020 roku zdecydowano się odejść od tradycyjnej formy Selecția Națională, czyniąc te selekcje jedynie formą wyboru piosenki dla wybranej już wewnętrznie wokalistki Roxen. Na Youtube opublikowano pięć utworów, które pojawią się w selekcjach – „Beautiful Disaster”, „Cherry Red”, „Colors”, „Alcohol You” i „Storm”. 1 marca w Sala Sporturilor w mieście Buzău odbyły się specjalnie przygotowane selekcje, a Roxen zaśpiewała wszystkie konkursowe piosenki. Szczególnie zapamiętany został, ikoniczny już, występ do „Cherry Red„. Taneczny utwór, który wymaga ruchu został przedstawiony przez wokalistkę w sposób statyczny, bez żadnego tańca czy innych ruchów. Roxen w ten sposób dokonała pewnego rodzaju sabotażu, wiedząc, że utwór jest faworytem fanów i może zwyciężyć, a z którym ona nie chciała wystąpić w Rotterdamie. Występując w taki sposób pozbawiła „Cherry Red” szans na jakiekolwiek zwycięstwo. Głosowanie zwyciężyła preferowana przez Roxen piosenka „Alcohol You”. Utwór został bardzo dobrze przyjęty, stając się kandydatem do miejsca w top 10. Niestety, plany Rumunów na odbudowanie się po ostatnich porażkach spełzły na niczym. Panująca na świecie pandemia COVID-19 sprawiła, że 18 marca Europejska Unia Nadawców poinformowana, że ze względów bezpieczeństwa konkurs zostaje odwołany. TVR miała nadzieję, że w takim razie „Alcohol You” będzie mieć szansę wybrzmieć rok później, jednak EBU niedługo później przekazała informację, że utwory wybrane na 2020 rok nie będą mogły pojawić się na scenie w roku 2021. Roxen została jednak wybrana ponownie na reprezentantkę i mogła pracować nad nowym utworem.

2021 – Zła passa trwa w najlepsze

Sukces „Alcohol You” sprawił, że u Rumunów pojawiły się nadzieje, by po kilku latach wreszcie osiągnąć sukces na Eurowizji, w czym miała pomóc zdolna Roxen. Jak wiemy, w 2021 wielu wybranych już wcześniej artystów zamknęło się w studiu i szlifowało nowy utwór – a czasu mieli więcej niż zwykle, bo ponad rok. Nowością w tym roku była konieczność nagrania tak zwanego live-on-tape, czyli zapasowego występu, w przypadku, gdyby artysta z jakiegoś powodu nie mógł wystąpić na eurowizyjnej scenie, a było to spowodowane pandemią koronawirusa. Tymczasem Roxen nie próżnowała i pracowała nad kolejną piosenką, a presja była duża. Zrezygnowano z selekcji, całkowicie ufając wokalistce. 4 marca 2021, opublikowany został nowy utwór Roxen – „Amnesia”. Zdobył on jeszcze większą przychylność wśród fanów niż zeszłoroczna propozycja. Utwór z bardzo głębokim i bolesnym tekstem, traktujący o zaniedbywaniu siebie we współczesnym społeczeństwie, stał się ważny dla wielu ludzi, którzy się z nim utożsamiali. Dobre notowania utworu sprawiły, że Rumunia stała się niemal pewniakiem do zakwalifikowania się do finału. Czar prysł jednak na próbach, kiedy fani ujrzeli przestraszoną, mającą ogromne problemy wokalne Roxen. Na domiar złego, kiedy wokalistka nie potrafiła dobrze zaśpiewać, to jeszcze kazano jej tańczyć, co tylko potęgowało koszmarny efekt. Choć w samym półfinale Roxen poprawiła się względem próby generalnej, to nie udało się powstrzymać katastrofy. Rumunia ponownie obeszła się smakiem i została w półfinale, zajmując 12. miejsce.

2022 – Chwilowa poprawa sytuacji

Rok 2022 był naprawdę udany dla Rumunii na Eurowizji. Po rocznej przerwie ponownie zorganizowano Selecția Națională, które tym razem składały się z półfinału podzielonego na dwie rundy i finału. Kolejny raz zdecydowano się na selekcje „na bogato” – w pierwszej rundzie mieliśmy aż 45 utworów. Najpierw jury wybrało do drugiej rundy szczęśliwą 15, a pozostała 30 miała rywalizować o kolejne pięć miejsc za pośrednictwem głosowania internetowego. Kilka dni później, podczas wieczornego programu TVR ogłosiła pozostałą piątkę i w ten sposób 20 wykonawców awansowało do drugiej rundy selekcji. W drugiej rundzie z dwudziestki wyłoniono ostatecznie dziesięciu artystów, którzy awansowali do wielkiego finału. W finale wygrał Andrei Ursu, znany jako WRS z energicznym utworem „Llamame”. Piosenka, choć nie była mocnym kandydatem do wysokiego miejsca w Turynie, została dobrze przyjęta przez fanów i wielu z nich kibicowało Rumunii, by w końcu udało im się zakwalifikować do sobotniego finału. Wokalista rozpoczął intensywną promocję utworu, występując na koncertach przedeurowizyjnych w Barcelonie, Londynie, Tel-Aviwie, Amsterdamie i Madrycie. Lekka, taneczna propozycja w półfinale wybroniła się, WRS wyszedł z dziewiątego miejsca i tym samym po raz pierwszy od 2017 roku Rumunia znalazła się w finale. W finale artysta wystąpił jako drugi w kolejności i ostatecznie zakończył udział na 18. miejscu. Chociaż nie był to wysoki rezultat, Rumunia i tak miała powody do świętowania, bo wreszcie udało się awansować. Niestety, jak się okaże rok później, dobry wynik WRS-a nie pomógł Rumunom odbić się od dna i było już tylko gorzej.

2023 – Ostateczny upadek Rumunii na Eurowizji i wielki skandal po konkursie

Naszą rumuńską podróż kończymy na roku 2023, który zdecydowanie możemy nazwać najgorszym (obok 2016) rokiem dla Rumunów w konkursie. Po sukcesie w Turynie z pewnością w kraju liczono, że zła passa odeszła w niepamięć i od teraz będzie tylko lepiej. Ponownie zorganizowano selekcje, względem zeszłego roku mocno okrojone, bowiem zrezygnowano z półfinałów i zorganizowano jedynie finał z 12 artystami. Bardzo nieoczekiwanym zwycięzcą został młody wokalista Theodor Andrei z utworem „D.G.T (Off and On)„. Zwyciężył on televoting i tym samym został kolejnym reprezentantem Rumunii na Eurowizji. Theodor od początku był krytykowany – jego piosenka była po prostu słaba, a sam występ przesadnie roznegliżowany. Rumunii nie dawało się prawie żadnych szans na awans, a jedynie można było jakkolwiek ratować sytuację, by nie skończyć na ostatnim miejscu w półfinale. Niestety, nastąpiły dziwne decyzje podejmowane przez Rumunów, którzy zdecydowali, że do Liverpoolu pojedzie zmieniona wersja piosenki – przeszła ona swego rodzaju revamp, który zamiast poprawić jakość utworu, zniszczył go jeszcze bardziej. W pierwszej części Theodor po prostu gra na gitarze i podśpiewuje, podkład wchodzi dopiero później. To jeszcze bardziej zmniejszyło szanse Rumunii. Występ z selekcji, jakkolwiek dziwny, ale chociaż dynamiczny zmieniono i całkowicie pozbawiono tej dynamiki. W półfinale Theodor pojawił się w różowym stroju (totalnie do niego niepasującym) i zaśpiewał na scenie samotnie. Zgodnie z oczekiwaniami, Rumunia nie awansowała do finału, ale chyba nikt nie przypuszczał, że skończy z zerem na koncie, ostatecznie kończąc zmagania na przedostatnim miejscu (niżej było tylko San Marino).

Prawdziwy skandal wybuchł jednak po konkursie, kiedy to w pierwszym wywiadzie po powrocie do kraju Theodor zdecydował się przedstawić skandaliczne kulisy współpracy z telewizją TVR. Owa współpraca od początku nie układała się. Zaczęło się od zmiany koncepcji występu – Theodor wiedział, że jest ona potrzebna, dlatego przedstawiał telewizji swoje pomysły. Na scenę chciał wyjść w białym płaszczu z dwoma tancerzami, którzy mieliby go później oblać farbą. TVR ten pomysł odrzuciła, tłumacząc, że uszkodzi to nieodwracalnie scenę. Kolejnym pomysłem młodego wokalisty było choćby postawienie gigantycznego serca, które miało być potem zniszczone. I na ten pomysł rumuńska telewizja nie przystała, w zasadzie odrzucając każdy pomysł Theodora i jednocześnie zastraszając (!) go, aby nikomu niczego nie mówił, ani nie skarżył się na koncepcję narzucaną z góry przez TVR. Kolenym powodem do kłótni był właśnie wybór wersji utworu – Theodor chciał wykonać „D.G.T” w wersji pierwotnej, natomiast telewizja uparła się na nową, zrevampowaną akustyczną wersję. Nikt nie dyskutował o tym z samym wokalistą, a z jego matką, gdyż uznano, że z Theodorem nie da się rozmawiać, bo jest zbyt uparty. Ostatecznie postanowiono na mix wersji akustycznej z oryginalną. Ogólnie nie pozwalano młodemu artyście o niczym decydować samodzielnie i narzucano mu swoje koncepcje. Każdą próbę buntu Theodora odpierano słowami, by skupił się na śpiewaniu, a nie wymyślaniu swoich pomysłów.

Doszło już do takiego absurdu, że TVR nie opłaciła stworzenia klipu do utworu, ponieważ według stacji znajdowały się w nim tak „kontrowersyjne” rzeczy jak krew czy łańcuchy. Gdy Theodor zrobił to sam, telewizja zagroziła jego matce pozwem sądowym jeśli opublikuje on ten klip. Sam Theodor nie wiedział, co ma robić na pierwszej próbie technicznej, kolejny raz słysząc, że koncepcja jest już ustalona i nie można wprowadzić żadnych zmian. Po występie wokalista siedział w Green Roomie totalnie zrezygnowany i smutny. W taki właśnie sposób telewizja odebrała artyście radość z uczestnictwa na tak prestiżowym konkursie. Po konkursie hejt skierowano nie na patologiczną telewizję, a właśnie na Theodora i jego rodzinę. TVR poinformowała, że wydała na Eurowizję 400 tysięcy euro, czemu wokalista stanowczo zaprzecza, bo wszystko było robione najtańszym kosztem. Sytuacja w 2023 roku jest dowodem totalnego upadku rumuńskiej telewizji i Rumunii na Eurowizji. W karygodny sposób potraktowano Theodora Andreia jak i jego bliskich, za co nie otrzymał on żadnych przeprosin. Murem stanęli za nim rumuńscy fani, domagając się głębokich reform w telewizji i przede wszystkim traktowania artystów w sposób, jaki na to zasługują.

Rumunia jest idealnym przykładem państwa, które radziło sobie na konkursie całkiem dobrze, ale niestety z powodu niezrozumiałych decyzji telewizji TVR, braku szacunku do artystów, trwonienia pieniędzy na inne cele niż Eurowizja i wreszcie całkowicie niepoważne podejście sprawiło, że kraj ten „eurowizyjnie” upadł na samo dno. Doprowadzono do sytuacji, gdzie rumuńscy fani woleliby nie pokazywać się na konkursie, niż być reprezentowanym przez takiego nadawcę. To, co stało się wewnątrz TVR można śmiało nazwać patologią, która nigdy nie powinna mieć miejsca. W chwili pisania tego artykułu, Rumunia jest nadal poza Eurowizją 2024, jednak wciąż trwają negocjacje TVR z EBU. Uważam jednak, że jeśli Rumunia wciąż ma brać udział, to sytuacja musi zmienić się o 180 stopni. Potrzeba czegoś nowego – nowych ludzi mających wpływ na decyzje, które będą trafne. Zdecydowanie musi się też zmienić podejście do artystów, bo niedopuszczalne jest takie traktowanie, jakiego doświadczył Theodor Andrei. Bez tych zmian nic dobrego z uczestnictwa Rumunii nie wyjdzie. Niestety, ale obecnie w Rumunii (tak jak i w Polsce) – ciężko jest być fanem Eurowizji.

Artykuł przygotowała Klaudia Tobiasz, Źródło: Wikipedia, TVR, inf. własne, fot.: M. Błażewicz 2018