Popularność Eurowizji 2023 w Polsce z powodu memu, virali i skandali w preselekcjach – czy to dobrze dla konkursu? [FELIETON]

Dominika Kobryn – Eurowizję ogląda od 2018, w tym samym roku zaczęła śledzić Dziennik Eurowizyjny. Od 2022 członkini OGAE Polska. Ma słabość do Portugalii i Włoch. Prywatnie fanka skoków narciarskich, historii i Harry’ego Stylesa.

Jest na świecie tylko jedna rzecz gorsza od tego, że o tobie rozmawiają i jest nią brak rozmów o tobie – to słowa Oscara Wilde’a.  Powtarzane w różnych wersjach, przez różne osoby, na przestrzeni różnych wieków. O Eurowizji zdecydowanie rozmawiał w tym roku każdy. 

Skandaliczny początek 

Zaczęło się od skandalu z preselekcjami. Faworyt widzów Jann pomimo, jak się później okazało, zdecydowanej przewagi smsowej nie miał szans na zwycięstwo przez miejsce, na którym umieściło go jury – dopiero czwarte. Jury, których bezstronność była poddana w wątpliwość. I to na korzyść wokalistki, której wszystko od piosenki po występ było poddane w wątpliwość. Siedząc na widowni polskich preselekcji nie sądziłam, że w ciągu następnych kilku dni o Eurowizji będę rozmawiać z ludźmi, którzy zazwyczaj przypominają sobie o niej w dzień finału (bo mieliśmy dopiero luty) i którzy nie pamiętają jaką piosenkę wystawiliśmy rok wcześniej (bo to tylko jeden wieczór, a w ogóle to kto by pamiętał te kiczowatą muzykę?). A jednak w tym roku każdy miał swoje zdanie na temat preselekcji.  

Link do petycji „Jann na Eurowizję” (podpisaną przez oszałamiające 90 tysięcy osób) dostałam od brata, według którego jedynym dobrym zwycięzcą był Aleksander Rybak z jego „Fairytale”. Opinie o fajnej, słonecznej Bejbie usłyszałam z ust kolegi, który był przekonany, że Stefania w fioletowym kostiumie reprezentowała Grecję zaledwie rok temu i oczywiście powinna wygrać. Filmik z lepszą, rockową wersją „Solo” dostałam od znajomej studentki, która w maju głowi się od kiedy Australia i Izrael są w Europie. W żadnym stopniu nie dyskredytując tych osób, bo każdy ma prawo do swoich opinii, ale był to swego rodzaju szok. Przez około tydzień Eurowizja była wszędzie (na szczęście, jeszcze nie w mojej lodówce). Na TikToku Blanka wykręcała olbrzymie liczby (nawet po kilka milionów wyświetleń i setki komentarzy), na ulubionej stronie plotkarskiej członków grupy Dziennika Eurowizyjnego skandaliczne posty tworzono w ilościach hurtowych, na Facebooku co chwilę powstawały nowe memy, a na Twitterze trendował hasztag. Dla wokalistki dopiero rozpoczynającej swoją karierę, może to dobrze, że rozpiętość uwagi przeciętnego użytkownika w czasie przeglądania strony głównej nie jest zbyt długa i skandal żywiony memami ciągnął się w porywach do 2 tygodni, bo wypisywane rzeczy często nie były z kategorii tych miłych.  

A to dlatego, że gdy OGAE Polska czy polskie portale poświęcone tematyce eurowizyjnej podjęły dalsze działania prawne i największy problem mieli z transparentnością wyboru czy sposobem organizacji wydarzenia przez TVP, tak szary zjadacz chleba wyzywał Blankę personalnie, bo stała się ona łatwo dostępną twarzą ustawki.  

To był maj… 

Następnie był już maj i półfinał z udziałem polskiej reprezentantki. Nadeszło zadośćuczynienie i żałowanie za grzechy polskiego internauty. Blanka była podziwiana za wytrzymanie takiego hejtu (za co owszem należy jej się order) i dopingowana (no bo jednak to polska reprezentantka). Pojawiło się zainteresowanie nawet jej obecnością na turkusowym dywanie, a więc evencie rozpoczynającym tydzień eurowizyjny, który odbywa się w niedzielę aż tydzień przed finałem.  Tym razem w ramach uwielbianej przez wszystkich strategii real time marketing ikoniczna Bejba ic kajna krejza i trzymanie za nią kciuków wyskakiwało również z reklamy każdej nawet najmniejszej firmy.  Na TikToku, ostatnio ulubionym portalu Europejskiej Unii Nadawców, hasztag „eurowizja2023”, a więc głównie dla polskiego odbiorcy, wygenerował aż 295 milionów wyświetleń – w porównaniu do niecałych 30 milionów w hasztagu dedykowanym poprzedniej edycji!  Według słów Oscara Wilde’a była to najlepsza możliwa sytuacja dla muzycznego konkursu. Ale czy aby na pewno? 

Nieważne jak zaczynasz, ważne jak kończysz 

Ciężko ocenić czy ilość memów i viralowych tiktoków będzie miała pozytywny, a przede wszystkim długoterminowy wpływ na zainteresowanie Konkursem Piosenki Eurowizji w Polsce. 

Z takiego obrotu spraw na pewno cieszył się niejeden fan konkursu, który mógł dzielić się swoim hobby z normalnie niezainteresowanymi znajomymi, i to nie tylko przez trzy dni w maju, ale o wiele wcześniej. Choć czasem mogło się znudzić tłumaczenie rzeczy, które dla fana wydają się oczywiste. Powodów do niezadowolenia raczej nie miał też Jann, który na fali faworyta tłumów szybko wyprzedał swoją pierwszą trasę koncertową, a na Instagramie w liczbie obserwujących przegonił Blankę choć startował z poziomu zaledwie 3 tysięcy followersów (obecnie 245 tysięcy). Patrząc jednak na statystyki oglądalności w telewizji wydaje się, że beczka śmiechu, która przelała się przez internet nie przyniosła pozytywnych zmian w krótkim odstępie czasu. Według portalu Wirtualne Media chociaż udział w rynku wyniósł prawie 39% i około 10 milionów obejrzało co najmniej minutę transmisji, to ogólnie średnia dla tegorocznego finału wyniosła 3,497 mln widzów, co stanowi spadek o ok. 270 tysięcy osób w porównaniu z ubiegłorocznym koncertem w Turynie. Możemy to oczywiście tłumaczyć odchodzeniem publiczności od telewizorów na rzecz portali streamingowych i internetowych telewizji na żądanie, na razie jednak oglądalność w telewizji to wciąż ważny współczynnik. Za wymówkę nie należy zaś uważać większego potencjału Krystiana, bo po trzymiesięcznych perturbacjach niedzielny widz rzeczywiście uważał, że Blanka na tle stawki przynajmniej jest ładna i ma wesołą piosenkę, a więc i szanse na wysokie miejsce.  

Zresztą na razie nie wiemy też czy samej Blance ten huk uda się przeistoczyć w owocną karierę z wieloma hitami, trasami, nagrodami czy raczej pozostanie ona tzw. one hit wonder.  Na koniec to, co wydarzyło się w Internecie, zwłaszcza w lutym, i sposób w jaki zareagowała (bądź nie) polska delegacja jest podręcznikowym przykładem złego PRu. Dobrze, żeby publiczność o Eurowizji słyszała, ale chodzi przede wszystkim o to, żeby słyszała pochlebne rzeczy, a nie skandale biorących udział stacji. Zwłaszcza gdy stacje te też na co dzień nie cieszą się dobrą sławą. Z tej wpadki w postaci preselekcji można było wyjść z twarzą, czego nie zrobiła TVP, w szeregach której ktoś ewidentnie ominął szkolenie z zarządzania kryzysowego.  Czyli nie do końca tak jak mawiał Oscar Wilde 

W ostatecznym rozrachunku ten masowy odbiorca jest potrzebny, bo bez niego zamknięta, hermetyczna społeczność jest za mała i sprawiłaby, że organizowanie konkursu szybko przestałoby być opłacalne zarówno dla EBU, jak i telewizji krajowych. Należałoby więc mieć nadzieję, że nieważne jak będą wyglądać kolejne wybory reprezentanta organizowane przez narodową telewizję, to niedzielny widz nie będzie łączył jej wybryków ściśle z samym konkursem i w maju włączy telewizor czy YouTube by obejrzeć zmagania wokalistów z całej Europy, bo będzie tym szczerze zainteresowany.  Jeśli memy w internecie w tym pomogą, to mogą być ich nawet miliardy. Ale ten rok nie do końca to pokazał.  

Autorką felietonu jest Dominika Kobryn

Źródła: eurowizja.org, instagram, tiktok, newsroom.netpr.pl , fot. M. Błażewicz 2023